Jeśli
poobserwować ulice miast Europy Zachodniej, to w mgnieniu oka
zauważyć można, że coraz więcej jeździ tam małych samochodów
z malutkimi, jednolitrowymi silniczkami. Dzięki swoim praktycznym
rozmiarom wcisną się one wszędzie, a na jednym standardowym
miejscu parkingowym zmieszczą się dwa. W Polsce popularne niedawno
jeszcze były malutkie Fiaty, lecz jeździliśmy nimi niejako z
przymusu, obecnie ludzie dostrzegają zalety mikrosamochodów na
całym świecie, a każdy producent stara się mieć jakiś model
tego typu w ofercie. Dzięki temu, że mieszkańcy zatłoczonych
miast przesiadają się z limuzyn do małych samochodzików,
zmniejsza się zatłoczenie, a powietrza nie wypełniają tak gęste
chmury spalin. Zaparkować jest łatwiej nawet kierowcą dużych
samochodów, bo zwolniło się sporo miejsca na parkingach. Mała
motoryzacja stawia na
praktyczność – nie jest istotny komfort podróżowania przy
dużych prędkościach, bo takich nie da się osiągnąć w miastach
tak czy siak, ważne jest za to, ze małe autka mają na wyposażeniu
wszystkie udogodnienia zarezerwowane do tej pory dla ich większych
kuzynów – klimatyzacja, wspomaganie kierownicy, elektryczne szyby,
czujniki parkowania i kamery cofania oraz ekskluzywne zestawy audio.
Szkoda tylko, że małe Fiaty były zdecydowanie tańsze.
Witam na moim portfolio-blogu :) Zajmuję się szeroko pojętym copywritingiem, zarówno pisaniem tzw. precli, jak i bardziej poważnych tekstów o dowolnej tematyce. Napisz do mnie, jeśli interesują Cię moje usługi, poniżej znajdziesz kilka próbek mojej radosnej twórczości. Moje anglojęzyczne portfolio znajdziesz tutaj: http://txt4sale.blogspot.com/
sobota, 28 lipca 2012
Jak przygotować samochód do sprzedaży
Każdy
chciałby osiągnąć jak najwyższą cenę przy sprzedaży swojego
używanego samochodu, w końcu jest to towar, który stale traci na
wartości, co nie ma nawet związku ze zużywaniem się – samochody
tanieją z dnia na dzień nawet jeśli są w idealnym stanie. Sprawia
to, ze motoryzacja
używana jest rynkiem, na którym trzeba być wyjątkowo sprytnym aby
osiągnąć sukces. Aby sprzedać auto tracąc jak najmniej musimy
znać podstawową regułę rządzącą rynkiem – to co wygląda na
najmniej zużyte, przyciąga więcej klientów. A im klientów jest
więcej, tym wyższą cenę są oni w stanie zaoferować. Dzięki
temu warto zainwestować w drobne rzeczy, takie jak woskowanie
karoserii, wymiana najbardziej zużytych plastików, czy też mieszka
drążka zmiany biegów. Są to groszowe sprawy, a robią naprawdę
dobre pierwsze wrażenie – nie oszukujmy się, to jest biznes i o
ile nieetyczne jest przekręcanie licznika, to nie ma nic złego w
wymianie zużytych elementów, bo odpłaci się to ładniejszym
sprzętem, na który połasić się będzie chciało więcej
klientów. Innym poprawiającym wizerunek samochodu zabiegiem jest
wypucowanie plastików preparatem, który przywróci im dawny blask i
wypranie tapicerki specjalną pianką. Fotele skórzane można
odnowić specjalnymi lakierami i płynami.
Czy kupować używane diesle
Panuje w Polsce
trend na kupowanie używanych samochodów z silnikami wysokoprężnymi
sprowadzanych z zachodu, najlepiej jeśli są to kombi. Z
racjonalnego punktu widzenia jest to jak najbardziej uzasadnione,
gdyż tego typu samochody są tanie, mało palą i są praktyczne,
niestety jednak nie wszyscy kupujący zdają sobie sprawę, że te
auta zwykle używane były w firmach, a nie rękach prywatnych i mają
tak naprawdę gigantyczne przebiegi, a dodatkowo bardzo często nikt
o nie nie dbał – kupowane było z myślą o kilkuletnim
użytkowaniu i wymianie na nowe.
Motoryzacja korporacyjna to jednak bardzo specyficzny rynek. Sprawia to, że samochody kombi są
statystycznie bardziej zużyte niż sedany, bo też ciężej od nich
pracowały. Sprzedawcy starają się jak mogą, żeby te auta
sprzedać, bo kupują je za grosze, zwykle w Niemczech, na
wyprzedażach poleasingowych, a konkurencja na Polskim rynku jest
duża. Jeszcze większy jest niestety popyt, wskutek czego zajeżdżone
na śmierć złomy kupowane są często prawie bez namysłu przez
niczego niepodejrzewających kierowców. Handlarze muszą tylko
zadbać o przekręcenie licznika i kosmetyczne poprawki, tak, aby
sprzedawany towar prezentował się jak najatrakcyjniej z wierzchu.
To co pod maską zostaje tajemnicą sprzedawcy.
Bezpieczeństwo w nowych samochodach
Panuje pogląd, że
im samochód ma potężniejszą sylwetkę, tym jest w nim
bezpieczniej, że gdy jedziemy jakimś wielkim krążownikiem szos
sprzed dwudziestu lat i zderzymy się z nowym, ale małym
samochodzikiem, to nic z niego nie zostanie, a my wyjdziemy bez
szwanku. Jeśli jednak obejrzeć crash testy samochodów nowych, to
łatwo można zauważyć, że w prawie każdym przypadku po zderzeniu
czołowym nogi manekinów siedzących z przodu ulegają jedynie
minimalnym uszkodzeniom, a drzwi dają się otworzyć. Nie jest tak w
przypadku starych samochodów, które po stłuczce składają się
jak z papieru. Dzieje się tak, gdyż nie były one projektowane z
wykorzystaniem doświadczeń inżynieryjnych zbieranych przez
ostatnie dwadzieścia lat (motoryzacja wykonała wtedy ogromny
skok, jeśli chodzi o bezpieczeństwo) – o to wynalazkiem ostatnich
czasów są właśnie strefy kontrolowanego zgniotu, które
pochłaniają energię zderzenia niszcząc przy tym doszczętnie i
równomiernie to, co znajduje się przed kabiną pasażerską oraz
maksymalne usztywnienie przedziału pasażerskiego, dzięki czemu po
nawet poważnym wypadku z pojazdu można wyjść o własnych siłach.
Sprawia to, że w kolizji dużego starego z małym, ale nowoczesnym,
stary rozpada się na kawałki, a nowy równomiernie absorbuje
energię w strefach kontrolowanego zgniotu, oszczędzając przedział
pasażerski.
Współczesne diesle kontra stare
W zamierzchłych
czasach w historii motoryzacji, bo w latach osiemdziesiątych i
jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych silniki na olej
napędowy postrzegane były jako dymiące, dudniące i trzęsące się
jak traktory rolnicze, powolne pojazdy, które za to spalają śladowe
ilości najtańszego na rynku paliwa, oferując w zamian legendarną
wręcz niezawodność i milionkilometrowe przebiegi. Po wprowadzaniu
szeregu technologii mających na celu poprawienie kultury pracy i
osiągów silników Diesla w latach dziewięćdziesiątych, o wiele
więcej kierowców przekonało się do tego typu konstrukcji. Co
więcej w dobie szalejący cen paliw, cała Europa zachodnia zaczęła
masowo przerzucać się samochody na olej napędowy, a motoryzacja
doświadczyła kolejnej rewolucji.
W chwili obecnej większość
samochodów kupowanych dla flot firmowych wyposażona jest w silniki
wysokoprężne, które dzięki zastosowaniu turbodoładowania
osiągają moce porównywalne, a często nawet wyższe niż ich
benzynowe odpowiedniki, spalając przy tym czasem nawet o połowę
mniej paliwa. Niestety tak wielka wydajność okupiona jest
zmniejszeniem trwałości tych silników w stosunku do ich prostych
odpowiedników z lat osiemdziesiątych. Oprócz tego, samochody wyposażone
w takie silniki są w salonie sporo droższe od wersji benzynowych.
Czy przerabiać na gaz
Kierowcy
podzieleni są na trzy obozy. Motoryzacja, po pierwsze, dzieli
się na samochody z silnikami Diesla, których kierowcy chwalą sobie
niskie spalanie i wysoki moment obrotowy silników. Po drugie są,
kierowcy, którzy zawzięcie bronią tradycyjnych silników
benzynowych, a po trzecie – oszczędni, którzy preferują
samochody z silnikami benzynowymi, ale przerobione tak, żeby
zasilane były gazem płynnym. Ci ostatni są zdecydowanie
najoszczędniejsi, ale czy naprawdę na dłuższą metę się to
opłaca? Koszt instalacji do normalnego czterocylindrowego silnika
waha się w okolicach tysiąca pięciuset do powyżej dwóch tysięcy
złotych, w zależności od stopnia skomplikowania i jakości
wykonania. Niestety niektóre silniki nadają się mniej, a inne
bardziej do przerobienia na gaz, ale wbrew obiegowej opinii
praktycznie wszystkie chodzą na nim dobrze. Chodzi raczej o problemy
związane z bezpośrednim wtryskiem paliwa – w przypadku takich
konstrukcji instalacji LPG nie opłaca się zakładać, bo do
inicjacji spalania mieszanki potrzebna jest i tak porcja benzyny, co
oznacza, że silnik działa na dwóch paliwach jednocześnie i
korzyści finansowe z posiadania gazu są niewielkie. Mało tego,
sama instalacja zwróci się dopiero po przejechaniu kilkukrotnie
większego dystansu niż w przypadku tradycyjnych silników
przerobionych na gaz, których utrzymanie kosztuje dzięki gazowi
płynnemu o połowę mniej niż przed założeniem instalacji.
Wszechobecna miniaturyzacja.
W
dobie szalejących cen paliwa producenci dostrzegli, że klient woli
kupić samochód mniej praktyczny, ale oszczędniejszy i ładniejszy.
Rozpoczął się wyścig o jak najmniejsze spalanie. Każdy wytwórca
obrał swoją własną ścieżkę – jedni, jak na przykład
inżynierowie japońscy stawiają na technologie hybrydowe, czyli
wspomaganie silnika spalinowego elektrycznym, inni stawiają na
zmniejszenie pojemności skokowej silnika i wspomaganie jego pracy
dodatkowym doładowaniem: turbosprężarką, kompresorem mechanicznym
lub też połączeniem obu w jednym agregacie. Zmniejszenie
powierzchni cylindra pozwala zmniejszyć straty energii emitowanej w
postaci ciepła, mniejszy silnik po prostu wydziela mniej energii
cieplnej, a zamiast tego jest ona wykorzystywana do wprawienia
pojazdu w ruch.
Motoryzacja nazywa
ten trend z języka angielskiego „downsizingiem”. Ma to szereg
oczywistych korzyści, takich jak właśnie mniejsze straty energii
przez blok silnika, co za tym idzie mniejsze spalanie przy tej samej
mocy (dzięki doładowaniu silnik mimo mniejszej pojemności potrafi
spalić taką samą ilość paliwa za jednym cyklem, co większe
odpowiedniki, lecz uzyskuje przy tym większą wydajność, bo mniej
energii marnuje się na wydzielanie ciepła) oraz spory moment
obrotowy. Niestety zalety te są równoważone przez dwie poważne
wady: o wiele mniejsza trwałość doładowanego silnika, zużywanie
się turbiny oraz mniejsza elastyczność, powodowana przez malutką
moc na niskich obrotach, zanim włączy się turbina.
Dlaczego hybrydy stały się rynkowym hitem
Samochody hybrydowe nie odniosły
spektakularnego sukcesu w czasach kiedy były nowością, Prius
pierwszej generacji pozostał ciekawostką po części dlatego, że
jego cena nie odzwierciedlała realnej wartości użytkowej, a po
części dlatego, że nie był praktyczny. Ceny paliw nie były wtedy
jeszcze na tyle wysokie, żeby ludzie decydowali się na kupno
powolnego i mało praktycznego samochodu za sporą cenę, tylko po
to, żeby zaoszczędzić półtora litra na sto kilometrów. Chętnymi
do zakupu były tylko osoby zapatrzone ślepo w ochronę środowiska,
ale one nie miały zwykle dość pieniędzy, by kupić Priusa.
Sytuacja zmieniła się z nadejściem drugiej generacji hybrydowego
modelu Toyoty. Wypuszczono go w czasie, gdy każda amerykańska
gwiazdka chciała być przyjazna dla środowiska i lansować się na
obrońcę przyrody. Do tego futurystyczny wygląd Priusa sprawił, że
motoryzacja hybrydowa
zmieniła swoje oblicze na dobre.
Prius zawojował bogate rynki,
gdzie klientów stać na zakup nowego samochodu i przy wyborze biorą
oni pod uwagę nie głównie cenę, ale też sprawy takie jak moda. W
końcu w ostatnich latach samochód przekształcił się z narzędzia
pracy w modny dodatek, a bogate blondynki w Stanach Zjednoczonych
kupują hybrydy nie po to by zaoszczędzić na paliwie, ale z pobudek
ideologicznych (ochrona środowiska) i modowych, jakkolwiek
nieracjonalnie by to nie brzmiało. Może, gdyby producent oferował
szerszą gamę modeli hybrydowych, a nie tylko miejski, mały
samochodzik dla gwiazdek Hollywood, technologia odniosłaby większy
sukces, w końcu Honda całkiem nieźle zarabia na pseudo-sportowym
modelu CR-Z.
O początkach samochodów hybrydowych
Cały świat szaleje obecnie na
punkcie oszczędzania na kosztach użytkowania samochodów, przede
wszystkim jednak, skupiając się na tym ile wydajemy na paliwo. Jest
na świecie kilka różnych rozwiązań, proponowanych przez różnych
producentów samochodów, najbardziej futurystycznym z nich wydaje
się być napęd hybrydowy proponowany przez japoński przemysł
motoryzacyjny. Eksperymentowano z nim już od kilkudziesięciu lat,
jednak dopiero Toyota wypuściła na rynek pierwszy popularny
samochód hybrydowy, model Prius z roku 1997. Był to w zasadzie
Yaris w wersji sedan z innym silnikiem, przeprojektowanym w celu
osiągnięcia jak najmniejszego spalania, dodatkowym silniczkiem
elektrycznym włączanym przy małych prędkościach i do poprawy
przyspieszenia oraz kompletem potężnych akumulatorów pod podłogą.
Samochód ten nie odniósł spektakularnego sukcesu na świecie,
wpadł jednak w oko bogatszej części proekologicznej publiczności.
Pierwsza generacja nie grzeszyła może urodą, ale była solidnym
pojazdem, wyprzedzającym swoją epokę o wiele lat. W końcu
dostępny był już w latach dziewięćdziesiątych, podczas gdy boom
na tego typu samochody zaczyna się właśnie teraz. Co ciekawe,
budzące niepokój o trwałość akumulatory okazały się wyjątkowo
wytrzymałe i działają dobrze nawet po dziesięciu latach
eksploatacji i przebiegu ponad dwustu tysięcy kilometrów.
Motoryzacja nie była na to gotowa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)